Kwiecień 2014

P W Ś C P S N
  1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30        
Historia » Opowiadania i scenki » ''Czarna chmura nad Baranią'' - sztuka regionalna w 4 aktach
''Czarna chmura nad Baranią'' - akt 2

Akt II

Scena 1

Kuba, Duch i Zbójnicy

Kuba: (siedzi pod kolybóm z podpartóm głowóm, koło niego ogień) Ach tak się też za Jurziczkym skurziło, tela narobiła muzyka na sałaszu, chciało si eim tańcowanio, śpiewanio, czardaszowanio tóż majóm. Ach ach jako mie też tesknica biere za tym chłapcziskym, wszyndy smutno i głucho ni ma usz teraz wesołej chwile, teraz se też rozduchóm ogienek, porzykom se i potym se usz tesz legnym. (Słychać zegar bijący 12-tą godzinnym) prowie teraz północ, zaklynte godziny bijóm na zabanuli, dziwno moc godziny głęboko w młace w trzesowce żodyn ich tam nie naciągo a uny każdóm dwunastóm godzinnym wybijóm, lutkowie złoci taki czary niezbadane. (Słychać pianie koguta) teraz nadchodzi godzina duchów, kohut śpwio u skały strasidła się bedóm rozchodzić po lasach, takich jeszcze wylynkany a nie wiym jako też ta noc dzisiejsza będzie, blysko się grami to będzie na posuchym, teraz se tesz jeszcze klyknym porzykóm za Jurka (klynko i modli się).

Duch: Ho, ho, ho, ho, hooooooooooo.

Kuba: (Zrywa sie z kolan) Na któżby sie też ośmielił teraz chodzić w Barani o tej godzinie, a taki głos podobny do Jurkowego. (odzywa się) Ho, ho, ho, hooooooooooo.

Duch: (przybliżony) Ho, ho, ho, ho

Kuba: (krynci głowóm) Ej to nie Jurek przeca ni mioł skrzydeł, piyrsi roz to chokło kajsi na Rospadłel, a usz to we Wisełce, a to przeca trzy godziny cesty, ale się jeszcze ros odezwiym ho, ho, ho, hooooooooooo.

Duch: (pod samóm kolybóm) Ho, ho, ho, ho, hooooooooooo.

Kuba: Ej złe to beje, tyn jednooki co tu pokutuje, na piersiach mo jedno oko, a głowa jako naduchano pacharzyna, bez oczych bez uszy. Musim set teś zrobić koło święconóm kredóm coby mi też jaki krzywdy nie wyrządził (biere kredym, kreśli koło). Usz mie tu po trzeci roz nawszczybuje.

Duch: (Chodzi ubrany w czarne szaty z czarną chustką rzuconą na głowie i staje przed Kubom). Owczarzu jestem duszóm pokutującą, od stu lat tułam się w tych gróniach i szukam ratunku, za życia rabowałem niewinnych ludzi, dopuszczałem się różnych okrucieństw i popełniałem morderstwa. Byłem szlachcicem, kopałem swoich poddanych, którzy padali mi do nóg prosząc o litość, robiłem co chciałem nie znając żadnego prawa. Tak świetnie powodziło mi się za życia, na mój widok wszystko truchlało. Aż dopiero gdy sam stanąłem po śmierci przed sądem i ja struchlałem, zapadł na mnie okrutny wyrok wiecznej tułaczki. Jakie ciężkie i okrutne męki tu przechodzę, tego sam ni ejestem w stanie wypowiedzieć, takie męki przechodzić będzie każdy bogacz, który żeruje na swojej poddanej biedocie. I wy przeżyjecie ciężkie chwile, kiedy zrzucicie z siebie tyranię niewoli. Przyjdzie okres kiedy wszystkie narody zbratajóm się w jedność, zapanuje na świecie spokój, wolność, radość, otuli was czerwony sztandar (wychodzi, słychać grzmoty i widać błyskawice).

Kuba: Na cóś teś tyn jednooki był taki dziśka sikowny, dyć un usz tu niejednego przegnoł. Ros tu przysieł do mnie przemieniony w takigo okropnego czornego psa, był cały mokry prziseł se ku ogniu, otrzepoł się też mi cały ogień zaloł, a dziśka się mi przyznoł że był szlachcicem to usz wiym co to musioł być za kafabel. Czułech usz to nieroz jako to ta szlachta nagrowała z tymi biednymi chłopami. Aji na tóm  szlachtym przidzie bić, to co oni robili z narodym to się im wróci (ziewa). Ej usz mi ślepy ciśnie zołdanek, drzymotanie biere a jako też dziśka jasno nocka tak cichućko, że jyny czuć wodym szumieć we Wisełce i owieczki rumiygać w koszorze. Miesiąc świeci mógby znaczek wysiwać przy koszuli. A łoto co się to w Kóniokowie nie robiło, taki okropne wiatry, błyskawice, gmiaćki, krupy biły asz dachi z domów pozrywało, drzewa pozwykroczałoa Kuba z Ośniatej padoł że tam spod Ochodzitej drak wylecioł, a po Rzowce iże chodził jakisika panociek przed tóm burzóm tóż jyny pytoł od czornej krowy mlyka i od czornej kury wajec, tosz to mioł być ten czarnoskiężnik co na tym draku jechoł. (Słychać końskie kopyta, Kuba się zrywa) Na cóś teś to mo znaczić, teraz w nocy na koniu.

Scena 3

Cherszt: (Za sceną daje rozkazy) Konie uwiązać, dać im źradło udzielać wszechno do porządku.

Kuba: Ten głos mi znany wypaduje (kiwa głową) Ej tu się na nic dobrego nie zanosi, mie się zdo że se przyjechali po tyn węzeł coch im odebroł tym łotrom, zbójnikom. Teli śzczyńści żech se łobuszek wybrusił, bo się trzeba będzie osadzić i bronić się jak mi będzie ścigać to bedym obuszkym rąboł. Wiym, że piąte nie zabijej ale to teś zolezi kiedy i jako.

Cherszt: (Wchodzi, jest to chłop tęgi, piękny i silny – ubrany tak samo w góralski strój ozdobiony złotym i srebrem, podchodzi do Kuby i patrzóm sobie chwilym w oczy). Poznał si mnie ty stara pokrako?

Kuba: Tak by się mi zdało, że jo usz was kajsika widzioł.

Cherszt: Jajsym twój bliski znany i przyszeł sem ci na pochrzep.

Kuba: Na pogrzyb! Na dyć jo też chwała Bogu jeszcze nie umiyróm.

Cherszt: Ale neska umrzyć z moi ruki.

Kuba: Z twoi ruki? Za co?

Cherszt: Za tyn węzeł, za to wrzeco co si nóm odebral, pamatujeś, anszu ostatni nawszczybudu?

Kuba: Z początku żech se myśloł że móm z jakimskika porządnym panoczkym do czyniynio, ale teraz usz wiym coś ty za panociek (ze złością). Ty proćpaku jedyn, za to wrzeco mie chcesz śmiercią straszyć na dyć jo se odebraoł swój towor coście go skradli biednym gospodarzóm, czy wyście se tu co nagospodarowali cobyście se sebóm mogli zabierać? Jo sie móm na takóm robotym przez palce dziwać, wy gałgani jedni, wy darmozjady. Smerdzi robótka, wónio chlebiciek na basamaterómtete.
Cherszt: Teraz cie to bude wice kosztować
(pokazuje na szyje) budzies o chlawu miensi.

Kuba: (Ze złością odważnie) Może ty utracisz pryndzy swojóm zbojnickóm głowym, spróbuj się mi ciego dotchnąć, porządni zbójnicy to biednym rozdowali i ślachcicóm, bogaczom brali, a wy to na opak robicie. Wielaś was tych rabusiów do tego sałasza, cofej mi sie od kolyby bo cie zabijym jako psa, (podnosi obuszek).

Cherszt: (Gwiźdze na gwizdku, wpadajóm zbójnicy) Powaszte techo zemskiego robaczka, on se bude na mnie pachorzył! (Chwytajóm Kubym który się broni i uderza jednego po głowie, zabijając go na miejscu, zbójnik pada z rykym na ziemie.  Kuba związany na ziemi ciężko oddycha. Zbójnicy zajęci są  ratowaniem umierającego kolegi, stwierdziwszy śmierć biega, wrzeszczy i ryci). Taki okrutny los spotkał mecho towarisze Jurosza.

Kuba: A wy myślicie że as co lepsigo czako, bylibyście szczęśliwi dybyście takóm śmierciom zginęli, ale jak was dosięgnie ręka sprawiedliwości to się wóm odniechce zbójnicki roboty. Zamiast zwónów kajdany wóm zwónić bedom asz ku samej szubienicy, wiater wom będzie przygrywoł żałosne pieśniczki i będzie chósztoł wami na szubiynicy pokiyl się wróny nad wami się zlitujóm i nie rozniosą was po ugorach.

Cherszt: Milcz ty stara cholero (kopie go nogą).

Kral: (Przychodzi i uderza Kubę w twarz). Co ty nas sądzić bedzieś i bedzieś nóm tu jakiś proroctwa przedkłodoł, oto widziś ty pobożny aniołku, coś z naszym towarzyszem zrobił ty niewinne jagniątko, ty święty zabijoku, ty pobozny morderco za chwilym dusza z tebie wyleci, jako kamień z proce.

Cherszt: Chłopaki do mnie (wszyscy doskakują) utraciliśmy naszeho dobreho, drahecho kamerada Jurosza. Udzialalo nam to bolesnu stratu tyn oto stary owczar zapłaci za jeho śmierć. Jurosza zaś pochowiemy podle naszego zbójnickicho ritualu. Tam u biłecho krzyże jest powalena jedla, wemte to nieszczasne teł a dejcie go pod wykroć urznite peń na trzy metry, wykroć się znowu postawi i tam budzie wyryjte słowa: ku jeho wiecznej chwale. Rozkaz wykonać!

Zbójnicy: Tak jest komendancie (Czterecj wynosi trupa, owiniętego białą płachtą) (Cherszt podnosi toporek do góry, wychodzą i śpiewają, część wraca z komendantem, śpiewają).
W tej to ostatniej podróży, żegnam cie druhu kochany,
Straszny los oczy ci zmrużył, spoczniesz w grobie zapomniany.
Na twojej zimnej mogile, dzika róża będzie rosła
Latać tam będą motyle, zaszumią ci świerk i sosna.

Cherszt: Urobimy se niewielku swadzbu, ty Jurgu i Smoła zapalte pod kotłem ocheń, zabijte najtłuszczesiu owcu, nawarszte masa domeste palenku, syra, masła odprawimy pochrzep naszego kamerada Jurosza.

Zbójnicy: Rozkaz panie kapitanie (wychodzą i wykonują rozkaz, owieczki beczą).

Kuba: Co strasznego czyby to kiedy czuł człowiek żeby się zbójnik chynół na beidnóm owcym, abo się mścił na owczorzu. Zbójnicy to byli ludzie hónorowi uni się brzydzili taką haniebną robotą, o prawidziwych zbójnikach książki piszóm, wyście sóm spróści złodzieje, baraby. Nie wiem coby swami było dybyście wpadli w ręce prawdziwych zbójników, na isto by was kozoł taki sławny Janosik wołami potargać jako stare nogawice.

Cherszt: (Popija wódke i trąca Kubym) Ha, ha, ha, ty nas pouczać budesz co nam je wolno a co ne, wnet ci jazyk zaważymy. (Słychać bek owiec). Slisiś to samo z tebu udzielamy co stu owieczku se udzielało (śmieje się i popija wódke).

Kuba: (Rzuca się i targa). Przezić tego nie mogym, zabijcie mie bo jo ni mogym poczuwać tego beku, tego płaczu tych niewinnych owieczek. Zabijcie mie a potem usz róbcie co chcecie, nie męczcie moigo sumienio wy gałgani jedni (beczenie ucichło). A usz nie żyje ta najszumniejszo owieczka, to była królowa sałaszu.

Cherszt: Co owieczki ci jest żal? A co ja mam powiedzieć jak simi ubil nejlepsiho kamerada.

Kuba: (Porywa się ze złością) Dlo takich łotrów ni ma żalu ani litości, tak jako jo tu dziśka banujym tej biednej owieczki co zginęła z rąk twoich zbrodniarzy, to tak ludzie bedom się śmioć jak wasze ciała na szybiynicy bimbać bedóm straszne przekleństwa i obelgi chybane bedóm na was i na wasze żony i dzieci. Przeklyjstwa bedóm przechodzić z pokolenia na pokoleni (wchodzą zbójnicy).

Korzeń: Panie kapitanie pochowaliśmy naszego kamerada Jurosza podla twoigo rozkazu a naszego zbójnickiego przepisu. Kolega nasz śpi zasłużonym snem, ciało jego leży jodłowóm wykroczóm tam mo swój spokojny grób, a na grobie jego stoi pień na trzy metry wysoki jest to jego pomnik a pod pomnikiem ciało naszego bohatera.

Cherszt: (klepie go) W poriatku.

Karkosz: (Wchodzi) Kapitanie zabiliśmy najtłuszczejszą owcym, mięso się usz warzi, sera i masła jest to pod sodtatkiem żaden sałasz nie jest tak zagospodarowany i bogaty  jak tu na tej Barani. Sóm tu najszymniyszy owce, najszumniyjsci krowy Kumorka jest załadowano syrym i masłym.
Cherszt: W poriatku, w poriatku budemy mieć co zabierać. A teraz chłapiki sednijmy kołem budemy sudzić i trestać teho oto zbrodniarza.
(Wszyscy siadajóm koło Kuby gawędzóm popijajóm wódkym na zdrowie kapitana).
(Podnosi flaszke i obuszek do góry i śpiewa). Zbójnicy złodzieje ktoś was przyodzieje.

Wszyscy: Mamy swego kapitana co urobi słomy siana
Sikierka obuszek to jest nasz kożuszek.


Cherszt: A kto ma w hojności srebra, złota w dości.

Wszyscy: U naszego kapitana strzybła, złata po kolana,
Choć zbójnik proklaty, lem panko bohaty.

Cherszt: A teraz będziemy sudzić, oto tyn to poważany owczarz zamordował toporkiem naszego najmilszeho nejodważniejszeho kamerada jakim był nasz Jurosz Putera urodzen w Zielińskim powiecie we wsi Czerne. Był rodzony Słowak kteru za swu gorliwu pracu a nie zmirzenu odwachu został przez was kameradzi wybrany moim zastupem. Oto tyn to zbrodniarz przerwał jecho bujny a wesoły żywot i zamordował go toporkiem za pokutu skazuju go na śmierć. (Wszyscy bijóm brawo i cieszą się, kapitan zwraca się do Kuby). Jak se nazywasz?

Kuba: Cóście tesz to może obchodzić.

Cherszt: I bes techo się odsudzimy w zbójnickim tympie, a wy chlapcy oberte mu smyrt jaka inóm może być najokrutniejsza.

Kuba: Trzycet roków usz tu brónim przed wilkami, niedźwiedziami to moje bydełko i przed takimi łotrami jako wyśćie sóm, (zbójnicy go kopióm).

Karkosz: (Wstaje) Jo bym go kozoł powiązać i chynóć do jaki jaskinie niech tam zdechnie w tych podziemnych ciemnych lochach z głodu i chłodu.

Cherszt: Na to ja się nie możu zgodzić gdyż jak my odejdym to może kto na jeho wołani wyratować.

Korzeń: Jo bym radził przygiąć wierzchołki dwóch silnych brzózek, u tych wierzchołków uwiązać mu nogi, jednóm u tej drugom u tamtej brzózki i wypuścić, frunie se elegancko do góry i zostanie rozerwany na poły lub potargany na kąski (śmieją się i klaskają).

Cherszt: Nie zaśłużył na taku nachłu śmierć, myho musimy potropić, krzywda była dla nas straszna, a zemsta musi być jeszcze straśniejsza. Podłuch mojeho widzeni uwarzimy go na kotle z zięcicóm.

Wszyscy: Słusznie brawo (klaskają na rękach).

Cherszt: A stary owczarzu chodziś się na taku mokru śmert (śmieje się).

Kuba: I tak mi to nie pomoże choćbych się i nie zgodził, cim bedym mioł śmierć straszniyjszóm tym hónorowszóm.

Cherszt: Korzeń idz udzielać pod kotłym ochyń nalej żyńcicu, a jak se bude warzić zawołej.

Korzeń: Tak jest panie komendancie.

Cherszt: Każdy skazaniec przed wykonanaiem wyroku ma prawo prosić o jaku łasku (zwraca się do Kuby) a ty budzieś co prosił?

Kuba: Jak mi to nie miło pytać zbójników moich nejokrutniejsiych wrogów a jednak no mogym odyjść z tego świata cobych se na trąbie nie zatrąbił, jak mi tez na to zezwolicie, chciołbych też jeszcze wypuścić ty ostatni tony niech się tesz jeszcze rozniesóm po tych pięknych gróniach i dolinach.

Cherszt: A co wy na to kameradzi?

Wszyscy: Niech trąbi, niech trąbi.

Cherszt: Rozwaście mu ruki, podejcie mu trubu, niech se zatrubi (wykonują rozkaz).

Kuba: (Trąbi) Pójcie chaw gazdowie, przyśli chaw miechowie
Owieczki rzezajóm, syreczek papajóm.

Cherszt: Trubi jako by był na zwadbe, kameradzi przeseł sem usz kus sweta, poznal sem mnocho lidzi, ale newidal sem takiecho bohatera, jako ten to owczarz, coby przed samym wykonaniem tak straśliwego wyrokupotrafil tak pięknie zatrubić i do ostatni sekundy swojego żywota brónił swoich owieczek i całego kyrdela. Z takimi lidzmi niebał bym se iść do Wiednia wyciścit cesarsku kasu. A teras zaspiywejcie neco piekneho (śpiewa).
Na sałaszu w Barani, w Barani, w Barani,
Mamy hojne śnidani, śnidani, śnidani.


Wszyscy: Masło, serek zajódomy wótkóm popijomy wesoło
Jodły szumióm, buki chuczóm ptaszki pięknie nócom wokoło


Cherszt: Po dolinach, po górach, po górach, po górach
Jadą zbójnicy na kóniach, na kóniach, na kóniach.


Wszyscy: Toporkami wywijajóm, wesołe życie majóm w gromadzie
Jadóm pędzóm jak szaleni, ze swym kapitanem na czele

Korzeń: Panie komendancie, żyńcica się warzi, wyrok może być wykonany.

Scena 5

Hanka: (Wpada zadyszano, na poły salóna) Kóńcie swoje roboty, zabijejcie, rabujcie, bo jak zdążycie wykonać na czas swojego planu to bejecie stracóni. (Hanka załamuje rynce i wszyscy spłoszeni otoczajóm Hankym).

Wszyscy: Co się stało, co się stało?

Cherszt: (Podchodzi do Hanki) Haniczko co się stało? (całuje jóm w czoło).

Hanka: (Odpycha rękóm cherszta) Teras nie czas na pieszczoty jesteście w wielkim niebezpieczeństwie , ta pieśniczka co jóm owczor trómbił to jest dlo was wyrok śmierci to był dany znak dla gazdów, że sałasz w niebezpieczeństwie (śpiewa). Pójcie haw hazdowie… itd.
Ta pieśniczka narobiła w dziedzinie takigo alarmu i popłochu, ludzie uzbrojeni we widły, cepy, sikiery lecóm na sałasz każdo wasza spóźniono sekunda to wasza zguba.

Cherszt: (Wyjmuje łańcuszek złoty, podaje Hance) Zde masz rzecizek za twoju wiernu pracy.

Hanka: Dziękujem ci komendancie.

Cherszt: Chłapcy sytuacja jest dla nas chorsza niż my se przedstawiali. Haniczko ty zaras uciekej i czekej na nas u biłecho kamienia.

Hanka: Ale jo zostanym s wami

Cherszt: Zbrodniarza powiązać i na kocioł z nim.

Wszyscy: Na kocieł, na kocieł, (wiążą Kubym i ciógnym go ku kotłu, owce i kozy beczóm).

Kuba: Ach dla was każdo chwila spóźniono jest zguba, a dla mnie zaś wybawiyni.

Cherszt: Uciekać, uciekać nadchodzi siła, źle snami (puszczajóm Kubym i uciekajóm pozostawiając wszystkie rzeczy).

Scena 6

Gazdowie: (Przebiegajóm przez scenym z widłami, z cepami, siekierami, krzycząc). Chytejcie, bijcie na szubienicym z nimi wołami targać itp.

Lizo: (Cygan troszkym jókała, kulawy, policjant gminny, wpada zdyszany). Kuba namu duszu dybych nie był chrómy, byłbych ich wszeckich pochytoł (rozwiązuje Kubym) mieliby po tym bajfuzrut.

Kurtyna
drukuj drukuj
« powrót
Dodał: JK Dodano: 2012-01-26, godz. 13:22