Kwiecień 2014

P W Ś C P S N
  1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30        
Historia » Opowiadania i scenki » ''Czarna chmura nad Baranią'' - sztuka regionalna w 4 aktach
''Czarna chmura nad Baranią'' - akt 4

AKT IV

Scena 1

Więzienie w Mirowie, Kuba owczarz przywiązany do ściany tortur przy nim stoi żołnierz władający łamaną cześcizną.

Kuba: (Jęczy) Ojejej, ojejej.

Żołnierz: Rzeknite mi tacićku zaco ste se zde dostal, przecom to je nejokrutniejsi wiezieni w celym rakąusku.

Kuba: Mój drogi wojoczku dybyście wiedzieli jako jo tu musim niewinnie cierpieć. Zrobili symnie buntownika na dyć jo się nie buntowoł jo se jyny stanół w obronie swoigo bydełka. Jo posoł pięćdziesiąt roków owieczki na sałaszu i nic jech tam dobrego nie użył a przeca mi tam wiesioło było coć jech ciyszki chwile przeżywoł, bo było kupa tych rabusiów co se szczerzyli ty ostre zymbiska na ty owieczki, a jednak jech poradził obronić przed wilkami, miedzwiedziami, aji zbójnikami. Prowiech wojsku nimóg tać rady. Ojej, ojej jako mie tesz rynce bolóm, ach zaś ta słabota mi dokuczo najgorsi usz to móm na tem męczeński ścianie. Ta woda co mi na głowym kapie ta mi najbardzi dokuczo, ta mało kropelka tej wody jak mi spadnie na głowym to jako dyby mie gdo kładziwym piznół po głowie.

Żołnierz: Tacićku ja wam niesmym dać wody, bobych se take dostal na wasze misto.

Kuba: Tóżmie tesz chociaż kapineczkym zimnóm wodom otrzyjcie po gymbie bo okropnie słabnym (mdleje, żołnierz doskakuje i krzesi go zimnóm wodóm).

Kuba: Niemlowte nikomu (daje mu się troszeczkym wody napić i patrzy na zegarek). Este deset minut budete wiset a potóm was usz tacićku odważu.
Kuba: Ach niech wóm tesz to Bóg wynagrodzi. Straszne sóm ty moje cierpienia, męki i to katowani dyby chociaż śmierć nie zabyła o mnie, ale góni tam kajsi i zabiero takich ludzi co się im zici śmieje i raduje. Wojoczku usz mi tesz darujcie tych porym minut i odwiążcie mie tesz boch straszliwie zbolany, abo mi etesz dobijcie tóm waszóm flintóm. Nie będziecie mieć żodnego grzychu ani się z tego przed Bogym nie będziecie tłumaczyć.


Żołnierz: (Patrzy na zegarek) Te pośledni minuty to wam usz darujym coby jynóm pan fejdfebel nie wiedzieli o tym. (Odwiązuje Kubym i kładzie na pryczy).

Kuba: Ej jako jo widzim tósz ani śmierć się tu ku mnie dostać ni może bo by usz tu przeca była.

Żołnierz: Tacićku za co wom dali te dwie hodziny na tej proklatej ścianie chyba za jaku pokutu.

Kuba: Za pokutym wojoczku, za pokutym bo tyn chlebiciek co mi dowali na fasuk to był taki suchy stary twardy żech go ni móg nijako zgryść, jo se tesz ty skubeczki przilypił na sipkym w oknie coby mi tesz tej rosy do chlebićka naciągło i chlebiciek zmięknął a jo se lepi pojot w karku odwilził i to wielki pragniyni przygasił ale cóś dy na to trefili pon feldfebel za to mie okropnie zbili, skopali i kozali na tóm ścianym przywiązać. Teraz to mi jyny kazujóm myńcić coby zić nimok a umrzyć tesz ni, ej wojoczku cieszki sóm ty buty zaborcy co kopióm ty zagarnione narody.

Żołnierz: Tacićku nasz czechów te skopiu, ale przidu chwile że im te bagany co nas kopiu z nochama wytachnemy, pst ide nagdo.

Scena 2

Żołnierz 2: Wchodzi ablesung.

Żołnierz 1: Uże czas na ablesung (zwraca się do Jurka).

Żołnierz 2: Jak tu człowiek wlezie do tej celi to wszecki zmysły majóm dość roboty. Do oczych cisnóm się łzy jak się człowiek podziwo na tego starego męczennika i na tóm ścianym tortur, do nosu ciśnie się smrót gnijącego trupa a gęba siepce słowa zemsty i odwetu.

Żołnierz 1: Nemoże usz chledziet na te muki słowenskecho naroda (zwraca się do Jurka) Podaj mi ruku że budesz moim wiernym przitelem (podajóm sobie ręce).

Żołnierz 2: Przisigam że bedym.

Żołnierz 1: Jaj sim czech ti jsi polak obaśmy nieszczęśliwi ztecho mirowskecho piekla, musimy się wen dostać a tu plugawu bestiju tego feldfebla musimy zawrażdżit zabit.

Żołnierz 2:  Nie gwor tak głośno bo może gdo podsłuchać a usz nas i tak majóm na oku, że się z więźniami obchodzimy jako z bratami i derżymy się tych charesztanckich przepisów, a mie taki smutne myśli szumią w głowie jako by miała nadyjść tragiczno niespodzianka, a podziwej się uno (wskazuje palcem) Gawrón siednół na krotym w oknie. To jest nejgorszo przepowiednia jako jyny może być.

Żołnierz 1: Ej to neni dobre.

Scena 3

Feldfebel: (Wpada wściekły) Was habt  ihr so fieb zum sprechen. (Żołnierza 1 wyrzuca za drzwi) Abmarsch (Podchodzi do Kuby, szarpie go za włosy) Rebelijant spać (Kuba sie podnosi – feldfebel podchodzi do żołnierza 2). Za co ty pozwolit spać tymu polski buntownik, z jutra zum raport! Rozumieć!

Żołnierz 2:  Rozumiem panie feldfebel.

Feldfebel: Ferfluchte bande (odchodzi).

Żołnierz 2:  (Zwraca się do Kuby) To wyście sóm za rodok i z jakigo kraju.
Kuba: Jo tesz wojoczku Polok z dalekich grónich.

Żołnierz 2:  Polok, Polok ach! Coby się usz zapadło to mirowski piekło niech jo zginym wroz z tymi męczennikami, niech się mi usz ros na zawsze straci z oczych to straszne widowisko. Włosy mi dymba stowajóm, dy czujem takóm otwartóm odpowiedź od staruszka, który nie lęka się przed nikim i nie boi się że go katować bedóm za prziznani się do swoi narodowości polskij. Jyny tacy ludzie mogóm się zwać bohaterami. Nad ym więzieniem rozpostrzył skrzydła tyn okrutny dwógłowy czorny orzeł i radośnie się dziwo na tóm krew na te łzy co się tu potokym lejóm z tych bohaterskich synów.

Kuba: (Podnosi głowym) Wojoczku strasznie się mi ta wasza mowa podobo tak gwarzicie jako dybyście z naszych strón pochodzili.

Żołnierz 2: Ej staruszku tam ście doprawdy niebyli w tych strónach zkyl jo pochodzim (słychać głos dzwonka)

Kuba: Ej zaś głosi na szubienicy zawisznie, bo zwónek śmierci zwóni, niech żeby usz dziśka na mnie było kolej.

Żołnierz 1: (Wchodzi) Pan feldfebel kazal mi zabić okno aby staruszek nie móch maczać chleba. A jak mi to nie miło udzialet ale musim rozkaz wykonać (zabija okienko deskami i zwraca się do Kuby) Tacinku na mnie se niesmite chniywać, ja bo musim udelać.

Kuba: Jo wóm tesz ni móm za złe, bo jo mów jeszcze dziękować bedym bo jak nie bedym mioł wody to pryndzy zginym i doczkó się tej upragionej śmierci.

Żołnierz 1: No tak sym hotowy.

Żołnierz 2: Powiydz mi kolego komu dziśka zwónił tyn zwónek śmierci?

Żołnierz 1: To ty niewisz, dnes budu wiszat dwanaście zbójów którzy rabowali ubochich chlapów, chodzili po kopcach rabowali sałasze i zabierali se sobu zrabowany towar.

Żołnierz 2: Znóm jo takich gałganów, znóm tych smyków to byli zwykli złodzieje i dzisiejsi wyrok będzie słuszny.

Żołnierz 1: Mlówił mi jedyn z nich że ism na jednym kopcu poważali owczarzu i chcieli na kotle z żeńcicu uwarzit ziwcho (Kuba się zrywa).

Żołnierz 2: Na kany be teszto mógło być.

Żołnierz 1: A tyn kopec se nazywa (przypomina sobie) nazywa się Barania (Kuba zrywa się idzie i maca rękami w stónym żołnierzy).

Kuba: Barania? Na powiydzce mi tesz co o tej nasi złotej Barani.

Żołnierz 2: (Chwyta się za głowym i chodzi oszołomiony).

Żołnierz 1: (Patrzy się na to wszystko) Co se to stało, co se to stało, z techo może byt trahedia (prędko wychodzi).

Żołnierz 2: Staruszku nie rópcie mi na złe parcie dy jo usz ros za was do raportu stować musim, siednijcie se na łoszki bo wy i tak na tych grónich i tych zbójników nie znocie.

Kuba: Nie jyny te gronie ale aji tych zbójników znóm, ale mieli byście wojoczku cierpieć za mnie to nic o tym nie budym gwarzył. Ale jo tesz na to nie zasłuził że musim wroz z tymi zbójnikami tu siedzieć.

Żołnierz 2: Że tam zbójników bedóm wieszać na to usz nejwyższy czas, ale tyn staruszek się do Barani przyznowo to przeca jest nie do uwierzynio, cóś tesz to za dziwny człowiek, za dziwny więzień przeca to jest jyny żyjący szkielet osłabiony zmizerowany zniszczony, jest to jedyn znejstraszniyjsich więźni i widać po nim że tu przeziwoł straszne katusze, a jednak wdycki honorowo gwarzi że był, jest i będzie do śmierci prawdziwym Polokym. Ale żeby un co o Barani wiedzioł (Kuba się zrywa). Ach lepi o tym ani nie spóminać, powiadali mi koledzy taki nie do uwierzynio rzeczy o tej celi i o tym starcu, ale sie dzisio przekónoł że tak jest jako opowiadali. To tu nie jest cela, ale marowni,a tu został żywcem pochowany tyn siwy staruszek, tak długo usz tu umiero a skónać ni może (podchodzi do Kuby). Zaś się zdrzymnół, a ruszo wargami jak ryba wyrzucono z wody bo jest taki spragiony jako mi tesz to przykro, a musim go obudzić, bo tu zas może wpaść tyn cysarski oprawiec i obudzi go tymi ciężkimi butami (budzi Kubym). Niespejcie staruszku bo tu może wpaść tyn cysarski łoter i będzie was budził swojymy wyrafinowanymi sposobami (budzi Kubym).

Kuba: (Budzi się i przeciera oczy) Prowie się mi śniło żech pos owieczki w Barani u głąbiarni, a tam jech się napił taki czyrstwej wodzićki (Jurek słucha za zdumieniem) tak jech się tesz zradowoł że usz tyn ziżyń na wdycki zagasił, a tu darmo tak to wdycki bywo, że jak się chce pić to się śni o wodzie a jak się chce jeść to się śni o chlebie, a nie tu biedokowi tego i tego chybio.

Żołnierz 2:  (Roztargiony) Co? Głąbiarnia? Barana? Abo mi w uszach szumi to przeca ni może być prowda to się mi cosika zazdało (podchodzi do Kuby) tyn staruszek bałamuci. Staruszku, staruszku ci się wóm co w głowie źle robi ci mocie gorączkym tak jako dybyście poczynali fantazyrować.

Kuba: Ej wojoczku dy jo tesz nie fantazyrujym, jo wóm prowdym gwarzim, bo jo tesz tam z tych grónich pochodzim tam jech urodzony, moja nieboga mamulka przy grabieniu ścieli mie porodziła tam na kozich wyrchach na bukowej gałęzi mie wykolybała. Pięćdziesiat roków jech tam owieczki posoł.

Żołnierz 2: (Zdejmuje karabin do nogi i cofie się do Kuby) To duch, to człowiek straśnie niebezpieczny, to nie człowiek, to jakisika czarownik, on o kozich wyrchach cosika fulo, na skylżby un tesz to mógł znać.

Kuba: (Przeciera oczy) Ach jako by jo was tesz chciał widzieć wojoczku, ale w taki czymnicy tu musim siedzieć zropcie tesz jakie światełko cobych się wóm tesz mógł kapineczkym przizdrzyć.

Żołnierz 2: Ej staruszku tu czma nimosz, ale mi się zdo że ty wasze oczy światła nie uwidzom (zrzuca karabin na plecy).

Kuba: (Załamuje ręce) Tósz padocie wojoczku, że tu jest widno, a jo nic nie widzim, to jo bych był ślepy, to jo bych był doprowdy ślepy, to ci kacio, ci łotrzy poradzili mi aji wzrok odebrać. Ach jako tesz szkoda tych moich bystrych oczy boch se nimi strzeloł jako kania po Barani.

Żołnierz 2: (Zaś ta kochano Baranio). Nimogym się opanować, staruszku gworcie mi co dali, a usz mie tela nie tropcie, ach pot mi na czoło wychodzi. (Ociera się chustkóm) ale ni, nie dóm się jeszcze zbałamucić (zrzuca karabin zdenerwowany i narzuca go z powrotem). Musim ani nie myśleć o tych cudackich rzeczach, ale musim pełnić swoją surowóm służbym i być posłuszny swojymu zaciętymu wrogowi. Tu cosika nie w porzątku, to wszecko pachnie podstępem, to sóm chytki na mnie biednego Jurka.

Kuba: (Wstaje z płaczem) Jurka, Jurka, wojoczku wy dziwno osobo, ty niezbadany człowieku, jo tesz mioł takigo Jurka co mi pomogoł paść owieczki na Barani. Wojoczku (Jurek znów zdejmuje karabin) ach jaki tesz to był szykowny choleciek, był silny, zdrowy, mocny, chytry jako liśka, zwinny jako kozica, a choć nie był sztudyrowany to przebroł wszecki mądrale z miasta. Ale cóś wpadli bielanicy powiązali Jurka do porwozów i zebrali do wojska, ach co się tam potym robiło w Barani, dy Jurka kludzili, ludzie płakali, lamentowali aji owieczki beczały jako dyby im gdo jagnięta pozbieroł, tak wojoczku. Wojovczku cobyście jako przed samym Panym Bogiem że to jest stary owczor Kuba co posoł owieczki na Barani we Wisełce.

Żołnierz 2: (Zrzuca karabin rzuca się Kubowi na szyję) Ujec Kuba to wyście tyn nieszczęśliwy  człowiek, to wyście tyn nejwiększy męczennik w tym mirowskim piekle! Jo jest tyn wasz Jurek co mie bielanicy porwali, jo jest tyn Jurek coch wóm owieczki naganioł i pomagoł doić, coch przyniós tóm korunym złotóm porwanóm krolowi gadów złotogłowcami, ach jaki okrutny los nas spotkał.

Kuba: (Z płaczem objima Jurka) Jurek, Jureczek tebie jo to doprowdy ściskó tosz ty porwano owieczka, zlituj się ty okrutny losie a udziel mi tesz choć na chwileczkym moigo wzroku, Jurek! Tosz to jo cie doprowdy ściskóm i widzieć cie ni mogym i usz nie uwidzim boch szlepy. Ach! Ach! Nogi się trzęsóm pode mną (siada).

Żołnierz 2: Tu w tej smrodlawej celi spotykajóm się ludzie rozdzielóni drapieżną ręką cesarskich magnatów, taki surowy regulamin jako tu jest to tylko sam diabeł może wykonać.

Kuba: Jurek słobnym i czujym usz że śmierć się ulitowała i nadchodzi po mnie (coraz to słabszym głosem). Wdycki jech sie desz cieszył że mi tesz przy śmierci trąba sałasko zatrąbi, owieczki zabeczóm i zamknę se tesz moje oczy pomiędzy naszymi góralami, a tu godzina śmierci wybijo mi w chareszcie na Mirowie.
Jurek żij po polsku, napowej drugich polskim duchym, a na każdym kroku przy każdej sposobności mścijcie chłopskóm krzywdym. Jureczku pozdrów grónie, pozdrów beskidzkich górolich. Jureczku
(głaszcze go i umiera, za sceną skrzypce grają „Góralu czy ci nie żal”).

Jurek: (Klęczy przy Kubie) Ujcu! Ujiczku!! Nie umiyrejcie (szarpie go) darymnie śmierć przerwała jego męki.

Feldfebel: (Wchodzi wściekły) Co ja widzieć (podchodzi do Kuby) co ten polski bandy tuż nie żyt. (Do Jurka), a ty też taki polski pies, ja tebie zastrzelić (sięga po pistolet).

Jurek: (Momentalnie wyrywa bagnet i uderza feldfebla) Giń ty okropno bestyjo, giń ty zawzięty wrogu Polaków, ty morderco słowiańskich ludów. Sprawiedliwości stało się zadość. Oto leży ciało spokojnego staruszka. Nie myślołech nigdy że wezmą życi ludzki na swoje sumieni, okropniech się boł wyrządzić kómu krzywdym, ale jak się podziwóm na tego ginącego smoka, kómu krzywdym, ale jak się podziwóm na tego ginącego smoka, to mie radość rozpiyro  żech zgładził ze świata tego drapieżnika co ciało zdziyroł z niewinnych skazańców (feldfebel się rusza). Jeszcze się ruszosz ty plugawcze.

Pepik: (Wpada na scenę) Jurziczku cojsi to udzielat, zabiłeś tego potwora. To ja tobie gratuluju.

Żołnierz 2: To co się dziśka stało, miało się dawno stać, wiela by to było ran zagojonych dyby nie ty (kopie feldfebla), ręce co ich na nowo rozdzierały.

Żołnierz 1: Ach, ach to i nasz staruszek usz nie żyje (głaszcze Kubym). Biedaczku usz si przestali lamentować.

Żołnierz 2: Jo uciekóm do grónich, do lasów i tam bedym walczył dali z naszym wrogiem.

Żołnierz 1: Ja także uciekam, ale jak to udzielamy?

Żołnierz 2:  (Zdziera prędko bluzę feldfebla, którą obleka i przypina pistolet) tak to zrobimy (Czech mu pomaga, ubrany już podaje żołnierzowi nr 1 karabin).

Żołnierz 1:  Sakra Jerzyku.

Żołnierz 2: Nie Jerzyku, jo teraz nie ma żadyn Jerzyk. Jo je pon feldfebel co cie chcóm wyprowadzić z mirowski kaźni.

Żołnierz 1: Panie feldfeblu.

Żołnierz 2:  Tak jest, dej pozór na każde słowo, coby my nie wpadli, a gdo nóm będzie na przeszkodzie do tego strzelać. (Podchodzi do Kuba i pada na niego) Mój ukochany ujec Kuba, żegnóm się z wami na zawsze, uciekóm na wolność, uciekóm w nasze stróny, do nasich pięknych wiesiołych gróni i tam pomiędzy żyjącymi polskimi górolami rozniesym tóm smutnóm wiadomość o nasim tragicznym spotkaniu i wasi męczeński, ale bohaterski śmierci. Kupa, kupa kropli łez się wyleje kim nasi ludzie o was zabedóm. (Wstaje ociera oczy) Jestem Polakiem (podchodzi do trupa feldfebla) i posiadam tyn honorże nie bedym się mścić na zabitym wrogu choćby go wortało na sieczkym porąbać. Jakoś ty runął z rykiem na ziemię to i ty wiedeńskie tyrany tak samo runą, to potym dopiero straci się czorno chmura nad Baranią i zajaśni oczekiwane radośnie jutrzenka wolności. A teraz przez trupy do wolności.

KONIEC
 
drukuj drukuj
« powrót
Dodał: JK Dodano: 2012-03-15, godz. 12:49