Luty 2015

P W Ś C P S N
            1
2 3 4 5 6 7 8
9 10 11 12 13 14 15
16 17 18 19 20 21 22
23 24 25 26 27 28  
Historia » Opowiadania i scenki » ''Czarna chmura nad Baranią'' - sztuka regionalna w 4 aktach
''Czarna chmura nad Baranią'' - akt 3

AKT III


Scena 1


Izba przedstawio piec kurlawy, stół kamienny, wójtowa przyndzie kóndziel ubrana w kierpce i nogawiczki, pali fajkym, Zuzka trze len na cierlicy i kłądzie fojtce na przyślicą, fojt szyje kierpce.

Fojtka: Tyn nasz Kuba ze sałasza tyn powinien przyjść do historyji jako jaki bohater, jo nie wiem czy by tu był drugi taki co tak pilnowoł porządku na sałaszu i brónił swoich owieczek. Jo nie wiym co będzie robił jakby tak przyszli ci Bielanicy, Purtasze odbierać ty sałasze, tak będzie rozpaczoł jako za tym Jurkym, un tego Jurka mioł jako własnego syna a ty owieczki ajko swoje dzieci, un tak tego wszeckigo pilnuje jako tyn złotogłowiec tej swoi koruny.

Fojt: Ja to jest prawda jo usz porym razy powiadoł, że dyby tak tyn cysor we Wiedniu dboł o tyn swój kraj jako Kuba o tyn sałasz toby był porządek i dobrobyt ale cóś?

Fojtka: Ty się usz też tymu cysarskimu dobrobytowi nie raduj, bo na tóm gospodarkym jakóm uni prowadzóm to się asz chce płakać. Możeś wiedzieć że jest z niego tyran dym o taki okropne dochody bogactwa a jeszcze szągo tymu biednymu górolowi po ty sałasze.

Zuzka: A dybyście wiedzieli jaki jomiała smutny syn, to się mi to niepieknie śniło.

Fojt: No nie bedzie zaś to tam zdarne.

Fojtka: Zuzanko nie poczuwej tego starego błozna, jyny wykładej. Bo chłopóm dyby tak jyny o tej djabli gorzole opowiadoł toby radzi poczuwali.

Zuzka: Cicho byćcie: śniło mi się, że asz chruza opowiadać, widziałąch nad Barańskim sałaszym takiego czornego orła o dwóch głowach, w jednym dziubie dyrżoł jagniym a w drugim koźlyn co dopod z koszora. Naroz przylecioł taki szumny bioły orzeł i chciał mu odbić to jagniątko i to koźlyn i zaczyny się bić, tyn bioły orzeł był taki zwinny, że wydrzył mu ty ofiary a tego czornego orła potargoł na kąski i zchynął do przepaści, niebo było czerwiyniutki, a na tej czerwonej zorzi odbijoł się tyn bioły orzeł. Na sałaszu był okropny płacz jak jech się obudziła taki lęk przysieł na mnie żech do rana nie usnyła.

Fojtka: Zuzanko na może to była sotóma.

Fojt: Ech co teź to chócisz, sótona, sótona z tebie też tako sotóna na dyć tyn bioły orzeł, to polskie orzeł, a tyn czorny orzeł z dwiema głowami to jest austriacki orzeł co nóm chce zabrać ty sałasze i zabiere. Ale za kupa, kupa roków zaś wróci tyn bioły orzeł i zaś ty sałasze wrócóm do polskiego ludu.

Zuska: Cicho tato bo może gdo poczuwać i mogóm was zawrzyć na mirów posłać.

Lizo: (wpada zdyszany, wszyscy się przelękli) Na cóście tacy wylękani.

Fojt: Bosz wpot jako wilk do owczarnie.

Lizo: (Jąka się) Boch wóm przyniós niepieknóm nowinym.

Wszyscy: Na jakóm, gwor chuteczki.

Lizo: Przyjechoł tu panociek z cieszyński kumory i przyniós jakisika akta gwóli sałaszy.

Wszyscy: Na kajże teraz?

Lizo: Bo szeł do Ober fersztera isto po jakiś informacyje i majóm tu obo dwo nadejść, jo musioł zwołać porym prawników i podla tego widać że ze sałaszami będzie bajfus rut. Zbójników my odegnali ale tych się usz nie do odegnać. Ci nóm wszecko porwióm.

Fojt: (Dropie się po głowie) Usz się to miele, usz się pocino Zuścin syn wypełniać, zróbmy tu jaki porządek a ty starulo usz też szlysz z tej grzyndy a pomósz też coś Zusce, żeby tesz to wyglądało jako u fojta.

Halszka: (Wchodzi i Zuzka zarobiona placek) Fójciku jo tesz tu przyszła po tyn zogłowek coście mi zabrali dyście po tej wizytyrce chodzili a tak ście mi też bardzo na chónorze ublizili.

Fojt: Toż jakisz to było, a kieregóś żeś to miała tego frajera.

Halszka: Fójciku to też nie był żodyn frajer ani galan, tyn pachołek mi jyny prziszeł powiedzieć że mómy krowy w chlywie potargane.

Fojt: To wyście w kumorce ty krowićki wiązali.

Halszka: Fójciku to wy se jakosi niepięknie o mnie myślicie, a tak ni ma.

Fojt: (Szuko coś koło sebie) Nad tóm sprawóm nie bydymy dużo rozwodzać dość dwa ryjk i kory i basta. A ty Zuzka przinisz i tyn zogłówek no i na tym sie skończy. (Zuzka przynosi zogłówek) Staro niewiysz kany tesz móm sekret bo musim i pokwitować ty dwa ryjszczoki.

Fojtka: Na dyć ten sekret wdycki za nosić za koszulóm.

Fojt: Acha tu jest (wyciąga pieczątkym i oddaje porządek). A ty Lizo tu bardzo nieczardaszuj po tej izbie cobyś mi nie siednół na tyn placek.
Lizo: To by było bajfus rut.

Fojtka: Dyby tu nasi ludzie nieprzyśli tobych przeca dlo tych czertów porzątku nie robiła. Ty Lizo ściągmi też ty nogawiczki bo tu okropnie ciepło.

Lizo: (Ściąga rękawiczki potka się na krzesełku i przewraca się do góry nogami, następuje śmiech) Pieronski bachora o mało żech se nóg nie połómoł.

Fojt: Na ty niewydaro na dyć jo musim każdy dzień ściągać ty djabli jargany alech się przeca jeszcze ani ros nie przewrócił.

Fojtka: Porządek by my usz mieli jako taki…

Zuska: Ale ni mómy źódnego obrazu na ścianie, ani cysarza ani jego rodziny.

Fojt: Jo móm uno Tadeusza Kościuszkym tyn mi za wszeckich zastąpi.

Zuska: Aby go jyny nie kozali skludzić.

Lizo: Widzelibyscie żeby się im odniechciało skludzanio.

Scena 3

Delegat, Ober ferszter, dwaj radni wchodzą do Zuzki i witają się, delegat uśmiecha się do Zuzki, która jest dla niego obojętna.

Delegat: Jestem delegatem przysłany tutaj z Cieszyńskiej Komory w bardzo ważnej sprawie.

Fojt: Jak jyny w dobrej sprawie panie delegacie tóż nas to będzie bardzo cieszyć. Pómknicie tesz tóm stolicym ku stołu a Zuska uchyl tesz ty zidloki (goście siadajóm).

Fojtka: My Zuzano nie bedymy im tu zawadzać wydzmy se do ogrodu bedymy gruszki obierać.

Adam: Zacinejcie fojcie bo czas nas góni.

Fojt: Otwieram zebrani i witóm was wszeckich zebranych a przeważnie pana delegata z Kumory Cieszyńskiej, którymu głos oddajem.

Delegat: Alzo gut. Przyjechałem tu do was w bardzo ważnej sprawie jawol, sałasze i tak zwane serwituty zostanóm wam odebrane i przydzielone jako własność cysarskiej korony, którymi rozporządzać będzie jedyn z członków rodziny cysarskiej arcyksiążyn Albrecht, który w tutejszych górach zaprowadzi wzorową gospodarkym górskóm i porządek.

Fojt: Twi hańba wam, taki podłej roboty się chytocie.

Oberferszter: Proszę teraz mi nie przeszkadzać asz pan delegat się wypowie.

Delegat: Ja bym wam radził jako przedstawiciel tutejszej ludności żebyście tóm wiadomość przyjęli z zadowoleniem i spokojem przecież wiecie, że ty wody i lasy należóm do Arcyksiążeńcia, a ty kawałeczki wasze sóm porozrzucane po jego terynach i sóm mu tylko na przeszkodzie w jego zamierzonej gospodarce. Wyście powinni być dumni z tego, że ta praca wasza się wiązać z jego majestatem Austrickiego Cysarza (Zuska śpiewa podczas mowy delegata).
Doliny, doliny, doliny smutne się roznoszóm nowiny
Że nie bedóm nasze ty piękne sałasze usz ich pozbedymy na zawsze.

Delegat: A wy tu chcecie urządzać jakiś sprzeciwy jakieś podłe wybryki, głupstwa co wam i tak nie pomoże, mamy wojsko po to żeby tłumiło bunty i zamykało buntowników (Zuzka śpiewa).
Nie trocmy se jednak nadzieje
Niech się robi co chce niech dzieje
Przydóm taki czasy drzyć bedymy pasy
Jusz promyk wolności nad dnieje.

Oberferszter: (Zwraca się do delegata) Bitte einwort.

Delegat: Bitte sprachen się.

Oberferszter: Ja, jako przedstawiciel i gospodarz tutejszych dóbr Arcyksiążyncych, chciałbym tak samo zaapelować do was żebyście słowa Pana delegata przyjęli z rozwagą i z zadowoleniem,proszę sobie przedstawić te ciągłe kłótnie zachodzące pomiędzy nadleśnictwem a tutejszymi chłopami ileś to płaczu robi ta biedna sarenka która wyjdzie na pole którymuś z chłopów i zerwie parym kwiatusków koniczyny, po drugi ileś to to pertraktacji umów i korowodów między chłopami a nadleśnictwem aby uzyskać zezwolenie na przejazd z drzewym przez jakieś nieużytki. Za wszystkie te wspomniane drobnostki żądacie tak wygórowane sumy  że czasym przychodzi do awantur. Ażeby raz na zawsze uniknąć tych nieprzyjemnych kłopotów i tych sporów zmuszeni jesteśmy odebrać te grunta które tamujóm tutejszóm gospodarkym leśnóm, skończyłem.

Delegat: Brawo, jawol.

Fojt: (Bije pięścią w stół) Dość tej fałszywej rzeczy usz ni mogym wydyrżeć, krew mi bije do głowy złość mi nerwy targo tej waszy mowie tojyny tyn może wierzyć co w czarownice wierzy. Polocy nie tacy głupi jakimi wy ich chcecie robić, wóli sarny w koniczynie, wóli przejazdu przez pola możecie wdycki dojść do ugody, bo i tak wy tym wszeckim rządzicie. I wiela wóm sie podla teta dowocie i gwóli takich marnych powodów chcecie nam sałasze odebrać, powiedzcie racy że wy tu chcecie w tym naszym zakątku poloków wygubić, wyzawierać do aresztóm pozamykać, wyniszczyć i basta. Jo wiym jakóm wy to gospodarkym chcecie założyć, lasy odebrać, drzewo wyciąć, przedać i pojechać za granicym przehulać i w karty przegrać.

Delegat: (Ze złością bije pięścią w stół) Polokami jesteście, a niemiecki chlyb jecie.

Fojt: (Tesz bije pięścią w stół) To tu sóm ziemie polski, polski lud i polski chlyb, polskim ście rozebrali ziemie ście wydrzyli.

Delegat: (Zwraca się do wójta) Przedstowcie sobie wójcie sami wy za to wszystko odpowiadocie, straszne się tu chwile dziać będą jak nie zmienicie swoich uporczywych metod, ileś to ludzi cierpieć będzie, ileś to ludzi śmiercią zapłaci tóm waszóm niemądróm uporczywość, wy odpowiadocie za cierpienia i krew tych niewinnych ofiar, jestem dla was żyćliwy i proszę was w końcu żebyście się dostosowali i poddali własnym zarzdzeniom.

Fojt: Nie boim się żodnych strasznych skutków nie boim się żodnej odpowiedzialności za moje twarde postanowiyni, gorzej my by wyglądali jakby my się zgodzili na tóm waszóm podłą, haniebnóm robotym. Chcecie jednego człowiekatak bardzo wzbogacić krziywdą polskiego ludu. Nasze imiona byłyby splamione zderdóm i gańbóm, haniebna historia ciągła by się na nasze dzieci, na nasze wnuki (bije pięścią w stół). Oświadczam tutaj na tym miejscu, że byłem jestem i bedym wiernym przyjecielem polskiego narodu, polskiego chłopa, polskiego robotnika i bedym odganioł wszecki krzywdy, które mu chcecie wyrządzić. Nie byłech i nie bedym pachołkym jego cysarskiej mości.

Radni: (Bijóm brawo) My teś tego samego zdanio.

Lizo: A jot eś bajfus rot (cofie sie i przez nieostrożność siada na placek, który mu się przylepia na tyłek).

Delegat: (Bije pięścią w stół) Dość tej waszej gadaniny nie zależy nam na waszych głupich wywodach, jesteście zdrajcami naszej ukochanej Austro-Węgierskiej ojczyzny. Odpokutujecie ciężko za waszóm podłą zdradym, zginiecie w więzieniach jak zdechłe psy, odniechce wam się polskiej propagandy, tam na ścianie widze obraz polskiego tyrana. Tyn musi być zdjęty, dlaczego tu nie wisi obraz naszego Cesarza, dlaczego tu nie wisi obraz waszego chlebodawcy Arcyksięcia Albrechta. Dlaczego wy fojcie tego nie dopilnujecie on tam powinien wisieć już od dawna.

Lizo: Tak jest panie delegacie un usz tam powinien downo wisieś Bajfus rut.

Delegat: Zdejmijcie tyn obraz tego patrona buntowników. (Zwraca się do Liza).

Lizo: Gdo se wieszoł niech se sjimo.

Delegat: (Wstaje wściekły) Rozkazuje wam aby zniknół mi z oczu tyn wróg naszego majestatu. (Delegat wstaje z krzesła).

Lizo: (Bierze krzesło delegata i idzie w stronnym obrazu) Jak skludzić to skludzić i beje fajfus rut.

Delegat: (Chce usiąść i upada na podłogym, wstaje wściekły, rzuca aktami) Verfluchte polnische bande. Już wam dobija dwunasta godzina, poznacie pazury austriackiego orła.

Oberferszter: Spełniły się moje życzenia, teraz jusz jest pewne, że sałasze bedóm nasze, prziszeł bić na polskóm chołotym. (Wściekli wychodzóm, Lizo odrywo ciasto ze spodni i na pożegnanie rzuca za nimi).

Fojt: Ty Lizo zasłużyłeś dziśka na pochwałym.

Lizo: Tak jest fojcie, taki człowiek nie godzien siedzieć na polskim stołku. Jo go chciał pod stołem posadzić, tak jest bei fust ruht.

Fojt: Dyby my mieli usz naszóm Polskym kochanóm, to by my chętnie ty sałasze oddali, ale taki jedyn plugawiec uwżón się na tóm naszóm tyrpać i chce nóm to odebrać. Ach smutnie sieto zije pod tym cudzym biczym. Ale zanim spod tego bicza wyzwolimy, to jeszcze nie jedyn poloczek pozbeje swój marny żiwot.

Adam: Ej, fojcie, fojcie smutnych się spodziewamy czasów, straszne chwile na nas czekajóm, na sałaszu poleje się krew. Nic dobrego się nie spodziywejmy, zaprzisiągli my walcić o wolność i niepodległóm i demokratycznóm Polskym i wlaczyć bedymy. My cierpimy teraz, ale mi bedóm potym (Jewka śpiewa pieśn ze sceny trzeciej).
Doliny, doliny, doliny…itd.

Scena 4

Fejtfebel: (Żandarmi wpadajóm do wójta, wskazuje na wójta) Czy wójt?

Fojt: Ychy, jo je fojt.

Feltfebel: A ile osób! (liczy) Eins, zwie, drei, vier. (Podchodzi do Liza i odrywa mu rozetkę z czapki i inne części na mundurze, ryczy na niego). Ty stróżu bandytów polskich.

Lizo: (Wystraszone oczy) Bei fus ruht!

Feltfebel: Abmarsch! (Żandarmi wyrzucają wszystkich).

Fojt: U djabła, co się swami robi? Na cóż wóm idzie, ciście głowy potracili?

Fojtka: (Wchodzi z płaczem) Czegóś my się też tu w tych gróniach dozili! (Słychać dzwonek i głos tromby sałaskiej)

Zuska: (Wpada z płaczem) Mamo, jo leciała za tatóm, ale cóż to pomoże usz pełno wojska na sałaszu, owczorza Kubym usz też kludzili. Chłopów chytajóm, kopią, baby targajóm za włosy, jo też leciała za tatóm, chciałach ich odbić, ale widzicie jako jech skopano i skudłaczono, ach Boże, przeca też ta wolność okropnie drogo.

Fojtka: Tak sałasze my usz pozbyli tatym my pozbyli, zostały same siyroty. I cóż nóm na tym ziciu zoleży? Tak Zusko (głaska jóm) spełnił się usz tyn twój syn okrutny, us zprzilecioł tyn czorny orzeł i porwoł ty jagnięta.

Zuska: Mamo, przeca mi się też śniło, że bioły orzeł przilecioł i odbił mu ty jagniótka, tóż przeca jak się jedyn spełni i drugi się też musi spełnić.

Fojtka: Za czasami się wszecko spełni, ale cóż dy się dlo nas nic dobrego nie pełni. My furt musimy zić pod tóm czornóm chmuróm.

Jewka: (Śpiewa) Zaszumiały góry, zaszumiały lasy
Usz się mi skończyły moje złote czasy.

Kurtyna
 
drukuj drukuj
« powrót
Dodał: JK Dodano: 2012-03-15, godz. 12:33